sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 5

Co by się stało, gdyby mama nie krzyknęła mojego imienia? Jak to wyglądałoby dalej? Czy spotykalibyśmy się po tym jako "para" ? Te i milion innych pytań od kilku dni chodziło po mojej głowie. Chciałam je wyrzucić ze swojej głowy, jednak gdy choć na chwilę udawało mi się wygrać z rozumem, pytania powracały niczym bumerang. Bieber pisał, dzwonił lecz ja nie zamierzałam się z nim skontaktować. I co, mielibyśmy się spotkać, zostać parą, zakochać się w sobie i żyć długo i szczęśliwie? Tak się nie da, nie w moim przypadku.
Byłam świadoma tego, że taki układ nie miałby żadnej przyszłości. Po co więc, zaczynać coś, co musiałoby się kiedyś skończyć i musiałoby to potem boleć. Bo każda miłość się kończy i zawsze trzeba cierpieć. Poza tym, Justin jest sławny i to jest niemożliwe, żeby był wierny jednej dziewczynie. Na pewno zraniłby mnie, a jeśli nie, to na pewno ja bym to zrobiła po pewnym czasie. Najlepiej niczego nie zaczynać.

*
- Czekam na Ciebie w centrum handlowym od 15 minut! - krzyknęłam w słuchawkę do swojej siostry, która jak zawsze się spóźniała. Uśmiechnęłam się mimowolnie na myśl, że ją w końcu zobaczę. W końcu minął rok odkąd podjęła się pracy z dala od domu i teraz w końcu, przyjechała na zasłużony urlop.
Zmrużyłam oczy w poszukiwaniu Hanny - dziewczyny o ciemnych włosach, zielonych oczach, szczupłej, pełnej wdzięku. Byłyśmy wizualnie identycznie, różnił nas wiek i charakter. Ona, już w gimnazjum związała się z jednym chłopakiem i jest z nim od hmm... 8 lat? A ja, 19latka, która zbyt często chodzi na imprezy, nigdy nie była stała w uczuciach i właściwie nie wie co to znaczy być z kimś emocjonalnie związanym. Każda z nas przeżywa życie na własny sposób i właśnie chyba to sprawia, że dogadujemy się bez słów.
W końcu zobaczyłam moją kochaną siostrę, która już po chwili biegła do mnie, żeby rzucić mi się w ramiona. Dziewczyna chichotała, mówiąc coś tak szybko, że ciężko było ją zrozumieć.
- Też za Tobą tęskniłam -  zaśmiałam się.
- Dobra, chodźmy na kawę, musimy pogadać - złapała mnie za rękę i pociągnęła do pobliskiej kawiarni.
Siedziałyśmy tam już z dobrą godzinę i nie mogłyśmy się nagadać. Hanna cały czas opowiadała o swoim chłopaku, o tym jak planują zaręczyny i o tym, że ja też powinnam sobie kogoś znaleźć.
W pewnym momencie przemknęła mi przez oczy znajoma sylwetka. Bieber? Tak, to na pewno był on. Po chwili chłopak wszedł do kawiarni z Lisą - jego byłą dziewczyną. W środku zrobiło mi się dziwnie. Poczułam, że wzbiera we mnie złość. I mimo, że nie chciałam się do tego przyznać to dobrze wiedziałam, że zapanowała nade mną zazdrość.
Justin zauważył mnie od razu, lecz nie obdarzył mnie niczym więcej jak tylko gardzącym spojrzeniem. W tym momencie zrobiło mi się jeszcze gorzej. Usiedli przy stoliku zaraz obok nas, gdzie mogłam podziwiać ich "miłość".
- Co się stało? Zrobiłaś się jakaś blada -  Hanna nie wiedziała o co chodzi, lecz gdy powiodła za moim wzrokiem w kierunku pary siedzącej przy stoliku obok, chyba zrozumiała wszystko. Zrobiła zdziwioną minę, lecz zaraz się uśmiechnęła. Nie wiedziałam o co jej chodzi, więc olałam zupełnie jej znaczące spojrzenia. W końcu siostra przysunęła się do mnie bliżej, tak, żeby nikt nie słyszał co do mnie mówi i powiedziała - Zakochałaś się w Justinie Bieberze? - zachichotała.
-Jesteś głupia. Chodźmy stąd, ok? - dziewczyna zadowolona wzruszyła ramionami. Zapłaciłyśmy rachunek i wyszłyśmy z tego przeklętego miejsca. Wychodząc, wymieniliśmy się z chłopakiem spojrzeniami. W jego oczach nie dało się rozpoznać jakiegokolwiek uczucia. Więc byłam mu obojętna? To mnie w ogóle obchodzi? Dlaczego się przejęłam tak tym spotkaniem?
-No, to opowiadaj co tu się wydarzyło, jak nie było mnie przez tak długi czas -  szturchnęła mnie w ramię, nadal się ciesząc.
-Nic się nie wydarzyło, niby co miało się stać? O co Ci chodzi? Po prostu ten chłopak jest beznadziejny, myśli, że może mieć każdą dziewczynę - poczułam jak wzbiera się we mnie złość.
-I kto to mówi - powiedziała, już całkiem poważnie. Spojrzałam na nią "zabijającym" spojrzeniem- No co? Lepsza nie jesteś. Zachowujesz się, jakby tylko Tobie przysługiwał przywilej wyrywania na każdej imprezie innej osoby. Nie zachowuj się jak rozpieszczona gówniara.
-Hanna, mi chyba na nim zależy... - spuściłam wzrok w podłogę.

__________________________________________________________________________
Jest! Przepraszam, że taki krótki i przepraszam, że tak długo, ale kompletnie nie mogłam swoich pomysłów przelać na klawiaturę. Milion razy pisałam ten rozdział, za każdym razem była inna koncepcja. Ostatecznie wyszedł taki krótki, bo w następnym rozdziale będzie z perspektywy Biebera prawdopodobnie. Ale też nie obiecuję, bo nigdy nie wiadomo co mi wyjdzie :) buziaki !


czwartek, 18 kwietnia 2013

Rozdział 4

Otworzyłam oczy i spojrzałam na kalendarz - sobota. Tak bardzo nie mogłam się doczekać tego spotkania. Odliczałam każdą godzinę, minutę, sekundę. Czułam się z tym jak idiotka, ale naprawdę nic nie mogłam już na to poradzić. Justin od zawsze mi się podobał, a ja nie mogę sobie pozwolić na bycie w dłuższym związku. Po prostu nie mogłabym zrobić tego nikomu. Nigdy nie miałam chłopaka, przyzwyczaiłam się do tej myśli, że nie jest dane mi go mieć. Po prostu przelotne znajomości - tu nie ma zakochania, żadnych przyjaźni, przywiązania. Jest tylko seks. Jedna noc, może kilka, ale nic więcej.
Jednak mimo wszystko, zgodziłam się przyjść na imprezę. Mogłam powiedzieć zwyczajnie ' nie ' ale nie odważyłam się. Nie kusiłabym wtedy losu. Dobrze wiem, że coś jest między nami. Czuję to, gdy jestem przy nim. On zaczyna się wtedy denerwować, jąkać. Jest wtedy przy tym taki słodki. Na samo wspomnienie o tym kąciki moich ust mimowolnie unoszą się do góry. Ja nie okazuję tego tak na zewnątrz, ale w środku aż cała się gotuję, gdy go widzę. Całe moje ciało garnie się do niego, każe mi podejść, pocałować go, przytulić, dotknąć w jakikolwiek w inny sposób. Jednak moje myśli mówią "Nie, Vanessa, nie możesz, odejdź na bezpieczną odległość, nie spoufalaj się ". Uśmiechając się do Justina, moje ciało i umysł toczą III wojnę światową. Dobra, pójdę na tą imprezę, spotkam się z nim, porozmawiam trochę i wyrwę sobie jakiegoś chłopaka. Nie Justina.

*
Dochodziła 21, a Biebera nie było. " Trudno, sama pójdę na imprezę, zabawię się jak zawsze "- pomyślałam. Ubrałam buty do mojego standardowego zestawu - jeansowe spodenki i zwiewna, czarna bluzka. Szłam w kierunku plaży. Cholera, w tym momencie przydałaby się jakaś przyjaciółka, która by poszła ze mną, podniosła na duchu, powiedziała co mam teraz robić. Niestety, nie miałam takiej, a gdy znalazłam się na imprezie nie wiedziałam kompletnie co mam robić. Czy tutaj zebrała się cała młodzież z Kanady? Na plaży było mnóstwo ludzi, był DJ i ogromny bar w którym można było opróżnić swój potrfel. Mimo iż, było ciemno, oświetlenie na plaży dawało nie gorszy efekt niż za dnia, kiedy świeciło słońce.
Podeszłam do baru, zamówiłam sobie najmocniejszego drinka. Nie patrzyłam co się dzieje wokół mnie, ale dobrze widziałam, że chłopak który siedział obok, przyglądał mi się i zapewne układał w głowie tekst, który zwali mnie z nóg i zapewni mu dobry start na rozpoczęcie rozmowy. 
-Daruj sobie -  spojrzałam na niego, a ten wyraźnie się zmieszał. Przyjrzałam mu się i był całkiem przystojny - miał ciemne, potargane włosy, wyglądały, jakby od roku nie widziały szczotki do włosów, ale to jakoś dodawało mu uroku. Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, próbując odgadnąć o co mi chodziło. Uśmiechnęłam się i podałam mu rękę - Vanessa jestem. Ok, zatańczymy - dopiłam szybko drinka, wzięłam go za rękę i poszłam z nim w tłum.
-Jestem Will - powiedział, obejmując mnie w pasie. Był zaskoczony, ale też bardzo szczęśliwy z obrotu zdarzeń. Tańczyliśmy w rytm muzyki, a ja już poczułam uderzający do głowy alkohol. Will zaczął mnie obkręcać i nagle poczułam jak robi mi się nie dobrze. Szybko wyrwałam się z jego objęć, odepchnęłam go od siebie i zaczęłam iść, chcąc spokojnie dojść do normalnego stanu. Chłopak złapał mnie za rękę, odwróciłam się. Miał pytające spojrzenie, ale ja nie miałam ochoty na dyskusje.
-Odwal się - wyrwałam swoją rękę i poszłam. Szłam tak chwilę wzdłuż plaży, a kiedy w końcu upewniłam się, że jestem z dala od tej imprezy, usiadłam na brzegu, podciągnęłam nogi pod brodę i zamknęłam oczy.
Nadal źle się czułam, ale wiatr który delikatnie owiewał moją twarz i włosy, pozwalał mi dojść do siebie. "Ten drink musiał być naprawdę mocny" pomyślałam. Usłyszałam, że ktoś idzie w moim kierunku, a potem siada obok mnie.
-Will, człowieku, powiedziałam coś. Spier... - nie dokończyła, bo gdy podniosłam głowę, zobaczyłam te czekoladowe oczy wpatrujące się we mnie - Bieber?- Szybko się podniosłam, mimo, że nadal nie czułam się najlepiej. Miałam ochotę mu coś powiedzieć, ale uznałam, że nie ma sensu podejmować dyskusji, więc zaczęłam odchodzić w stronę ulicy, żeby wrócić do domu. Ta impreza dla mnie i tak się dziś skończyła. Jednak chłopak dogonił mnie i stanął przede mną, torując mi drogę.
-Odejdź, człowieku, nie zawracaj mi głowy - powiedziałam przez zęby, nawet na niego nie patrząc.
- Vanessa, przepraszam. Zatrzymały mnie ważne sprawy, a gdy podjechałem pod Twój dom, Ciebie już nie było - założyłam ręce na piersi i spojrzałam na Justina. Patrzył na mnie błagającym wzrokiem, który aż prosił się, żeby mu wybaczyć. Jednak mój umysł kazał być nieugięty.
- Mogłeś napisać, zadzwonić, cokolwiek. Masz telefon, prawda? Zresztą, mam to gdzieś, naprawdę mi nie zależało na tym spotkaniu, przyszłam na imprezę, bo miałam ochotę - to zadziwiające, jak łatwo z moich ust wychodzą kłamstwa.
- Wcześniej nie mogłem. Miałem wywiad, który się przeciągnął. Nie mogłem zadzwonić, naprawdę. Kiedy byłem pod Twoim domem, pisałem, dzwoniłem, ale za to Ty nie odbierałaś. Więc pomyślałem, że przyszłaś tutaj sama. No i Cię znalazłem - fakt, nie wzięłam z domu nic, poza paroma drobnymi na alkohol.
-Naprawdę, nie obchodzi mnie to. Zapomnijmy o tym, przecież nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań. A teraz, wybacz, ale muszę wracać do domu - chciałam odejść, bo mój żołądek nie dawał za wygraną, a w mojej głowie zaczynało coraz bardziej szumieć. Niestety, jak na złość, Justin, nie dawał mi zrobić ani kroku. Chciałam go odepchnąć, ale zakręciło mi się w głowie i po prostu wpadłam w jego ramiona. Poczułam się strasznie słabo.
-Vanessa, co Ci jest?- objął mnie, patrząc na mnie z przerażeniem.
-Eee... Chyba ten drink mi zaszkodził. Nie czuję się najlepiej - złapałam się za głowę jedną ręką, a drugą chciałam się uwolnić z uścisku, ale chłopak nie pozwolił mi na to. Co gorsza, wziął mnie na ręce. 
-Zawiozę Cię do domu - zaprowadził mnie na rękach do swojego samochodu. Droga do mojego domu od plaży zajmowała nie całe 10 minut więc zanim się obejrzałam, już byliśmy pod bramą. Spojrzałam tylko na zapalone światło i zdałam sobie sprawę, że moja mama wróciła z pracy. "Jak ja wejdę do domu w takim stanie"pomyślałam. Justin pomógł mi wysiąść i zaprowadził mnie pod same drzwi. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Dopiero teraz zauważyłam, że dziś wygląda jeszcze lepiej niż normalnie. Miał na sobie czerwoną koszulkę i czarne, skórzane spodnie, które oczywiście ledwo wisiały mu na tyłku. Chłopak zauważył, że mu się przyglądam i uśmiechnął się szeroko.
-Dzięki, już czuję się lepiej - powiedziałam, żeby przerwać tą ciszę.
-Zauważyłaś, że ostatnio często mi dziękujesz? - zaśmiał się - Chyba znowu będziesz musiała mi się jakoś odwdzięczyć - poruszył śmiesznie brwiami.
-Widzę, że nie jesteś raczej typem bezinteresownego człowieka- założyłam ręce na piersi a Justin widząc to, zaśmiał się jeszcze głośniej.
-W tym wypadu nie mogę być bezinteresowny - podszedł bliżej do mnie a ja automatycznie dałam krok do tyłu i oparłam się o drzwi. Przysunął się tak blisko, że nasze twarze dzieliły milimetry. Obojgu nam przyspieszył oddech. Nie mogłam nic zrobić, moje ciało było sparaliżowane, nawet gdybym chciała uciec to bym tego nie zrobiła. Co gorsza, nie chciałam i zdawałam sobie z tego sprawę. Zamknęłam oczy, rozchyliłam delikatnie wargi, czekając aż złoży na nich pocałunek. 
-Vanessa, to Ty?!- usłyszałam głos mamy, która zbliżała się do drzwi, żeby zapewne je otworzyć. Justin szybko się odsunął zmieszany.
-Odezwę się, cześć - wypaliłam, nawet nie patrząc na niego i weszłam szybko do domu.

_________________________________________________________________
O, wyszło coś takiego. Mi się chyba podoba, a Wam? W najbliższych dniach pojawi się pewnie kolejny rozdział. Dawajcie znać, że czytacie, widzę że ktoś wchodzi, jednak mało kto komentuje. I tak będę pisać, bo sama się wciągnęłam w tą historię i sama jestem ciekawa co ja tu jeszcze wymyślę.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 3


Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek. Cholera to już 20. Rozejrzałem się wokoło i zdałem sobie sprawę, że musiałem zasnąć na tej polanie. Zerwałem się i zacząłem wracać do domu. Niestety, jak na złość, w połowie drogi dorwała mnie ulewa. Naciągnąłem kaptur od bluzy mocniej na głowę i nie patrzyłem przed siebie - deszcz tak zacinał, że po prostu się nie dało. Przyspieszyłem kroku, bo byłem już nie daleko i w tym momencie zderzyłem się z kimś. Zderzenie było na tyle mocne, że upadłem. Podniosłem kaptur, zmrużyłem oczy i zauważyłem, że druga osoba też leży na ziemi.
- Co jest?! - rozpoznałem ten głos. Podniosłem się i podałem rękę Vanessie, chcąc jej pomóc. Spojrzała na mnie, chwilę się zastanowiła, ale w końcu chyba mnie rozpoznała, bo podała mi swoją dłoń. - Dzięki - wstała, spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie. Zauważyłem w jej oczach smutek. Mimo, że padał deszcz dało się też zauważyć łzy spływające po jej policzkach.
-Coś się stało? - podszedłem nieco bliżej, jednak dziewczynie się to najwyraźniej nie spodobało, bo szybko się odsunęła.
-To nic takiego- Próbowała się znowu uśmiechnąć, ale wyszedł jej z tego jakiś grymas. Objęła swoje ramiona i zaczęła je delikatnie pocierać. Nie wiedziałem czy to z nerwów czy też z zimna więc szybko zdjąłem swoją bluzę i okryłem nią dziewczynę.
-Dziękuję. Naprawdę nie musiałeś- gdy to mówiła, nawet na mnie nie spojrzała. Patrzyła uparcie w ziemię - Wybacz, ale muszę iść już do domu, jestem cała przemoknięta- spojrzała, znowu próbowała się uśmiechnąć, ale po raz kolejny jej to nie wyszło. Nie zdążyłem nic jej odpowiedzieć, bo dziewczyna mnie ominęła i poszła do domu. Dobrze wiedziałem, gdzie mieszka. Stałem jeszcze chwilę, aż zniknęła mi z pola widzenia. Potem szybko sam pobiegłem do domu, bo byłem przemoknięty już do suchej nitki.
Gdy dotarłem do domu, cały się trzęsłem z zimna. Chciałem wejść po schodach jak najciszej, tak żeby mama nie musiała robić przesłuchania. Niestety, jak zawsze wiedziała kiedy wyjść ze swojego pokoju i mnie zauważyć w najmniej odpowiednim momencie.
-Justin! Gdzie Ty byłeś tyle czasu? - spojrzała na mnie, mrużąc przy tym oczy na znak, że nie podoba jej się to w jakim stanie mnie widzi.
-Oj mamo... Tam gdzie zawsze. Tylko deszcz mnie zastał po drodze- uśmiechnąłem się do niej i już przed drzwiami do swojego pokoju zacząłem ściągać białą bokserkę, którą miałem na sobie.
-Dobra, przebierz się szybko i do łóżka, ja Ci zaparzę herbatę, bo rozchorujesz się, dziecko- zeszła na dół, a ja wszedłem do swojego pokoju. Wziąłem szybki prysznic, po czym położyłem się do łóżka. Spojrzałem na telefon - wiadomość od nieznanego numeru.
-"Zapomniałam o Twojej bluzie. Jak mam Ci ją oddać?" - nie miałem zapisanego tego numeru, ale to było oczywiste, kim jest nadawca wiadomości. Poczułem jak po moim ciele przeszła fala ciepła. Hmm... bardzo dziwne.
-"Jutro na plaży o 17?" - pomyślałem, że to będzie dobry pretekst, żeby zacząć swój plan z Vanessą.
-"W takim razie do zobaczenia" - ucieszyłem się mimowolnie, nie mogłem tego powstrzymać. Tylko nie wiem czy dlatego, że w końcu zacznę realizować czy po prostu dlatego, że ją zobaczę...

*
Siedziałem na piasku. Słońce już powoli zachodziło, a jego czerwony kolor sprawiał, że było tu nadzwyczaj romantycznie. Uwielbiałem te zachody słońca, uwielbiałem być w Kanadzie, wracać tu i spędzać czas sam, rozmyślając. Piasek był jeszcze ciepły, przesypywałem go sobie w dłonie w oczekiwaniu na Vanessę. Spojrzałem na zegarek - 17.30. Może nie przyjdzie, nie wiem. Chciałbym powiedzieć, że jest mi to obojętne, ale nie wiem czy nie oszukałbym sam siebie. Z nudów zacząłem sobie coś nucić pod nosem. Nagle zauważyłem cień obok mnie. Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę w jeansowych szortach i w białej bokserce. Wiatr rozwiewał jej długie, ciemne włosy, które musiała co chwilą odgarniać dłonią do tyłu, bo wpadały jej na twarz. Wyraz twarzy miała zupełnie obojętny, z jej oczu nie dało się nic wyczytać. 
-Cześć, Bieber - podeszła i dała mi bluzę - Dzięki, chociaż to było zupełnie nie potrzebne. Miałam już blisko do domu.
-Nie ma za co - powiedziałem najbardziej obojętnym tonem na jaki było mnie stać. Vanessa spojrzała na zachodzące słońce, westchnęła i usiadła obok mnie. Oboje patrzyliśmy przed siebie, nie rozmawialiśmy w ogóle. Dla mnie w tym momencie słowa były zbędne. Chciałem się nacieszyć tym widokiem. 
-Lubię tu przychodzić - powiedziała cicho i tym samym wyrwała mnie z zamyśleń.
-Ja też. Chociaż to nie jedyne takie miejsce u nas w okolicy.
-Co masz na myśli? - spojrzała na mnie pytająco. Nie odpowiedziałem nic tylko uśmiechnąłem się sam do siebie.
-Mogę zadać Ci pytanie? - powiedziałem, zerkając na nią.
-Dawaj, Bieber - jej kąciki ust powędrowały do góry. Na chwilę zatrzymałem wzrok na jej ustach i mimowolnie przygryzłem swoją dolną wargę. Dziewczyna to zauważyła i zaśmiała się, a ja ze wstydu spuściłem wzrok w piasek. Cholera. - No pytaj, nie krępuj się - powiedziała, cały czas się uśmiechając.
-Czemu wtedy płakałaś? - jej uśmiech zniknął natychmiastowo.
- Wybacz, ale to raczej nie Twoja sprawa - powiedziała to takim chłodnym tonem, że aż poczułem się dziwnie.
-Chciałem wiedzieć. Wyglądałaś wtedy strasznie...
-Dzięki, wiesz? - zaczęła się śmiać, a ja zdałem sobie sprawę, jak to zabrzmiało.
-Nie... nie...eeee to nie tak - zmieszałem się trochę, ale po chwili zacząłem się śmiać sam z siebie. 
-No Bieber, od razu na wejściu takie komplementy - uderzyła mnie swoim ramieniem o moje - Daj spokój, bo się zakocham - uśmiechnęła się zadziornie, a w jej zielonych oczach ujrzałem małe iskierki. "Cholera, ona jest idealna" pomyślałem.
-Nie to miałem na myśli.
-Przecież wiem. Słuchaj, ja już uciekam, mam parę spraw do załatwienia. Do kiedyś, Bieber - wstała i zaczęła iść w stronę ulicy. Podniosłem się, podbiegłem do niej i złapałem ją za rękę, żeby się zatrzymała. Odwróciła się gwałtownie, zdziwiona moim zachowaniem. Zmieszany, szybko puściłem jej dłoń, a ona lekko się uśmiechnęła.
-Nie należy mi się coś w podzięce za użyczenie bluzy? - poruszyłem brwiami, ciesząc się przy tym jak dziecko.
-Czego chcesz? - założyła ręce na piersi i uniosła brwi z ciekawości.
-Sobota, impreza tu na plaży, przyjdź ze mną - Vanessa nic nie odpowiedziała tylko się uśmiechnęła, co uznałem za odpowiedź twierdzącą. Obróciła się na pięcie i ponownie zaczęła iść w stronę ulicy - Będę po Ciebie o 20! - krzyknąłem za nią, a ona nie odwracając się, machnęła mi ręką na pożegnanie.
Byłem tak ucieszony z tego spotkania i z tego, że spotkamy się w sobotę, że miałem ochotę skakać. Czy to nie dziwne? 


___________________________________________________________________
No dobra, poszedł kolejny rozdział. Miałam kilka pomysłów, ostatecznie wyszło to co wyszło. I fajnie, że ktoś tu zagląda :) mam ochotę dalej pisać i na pewno będę to robić.

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 2

    Chciałem już wyjść z tej imprezy, gdy zaczepiła mnie Lisa - moja była dziewczyna, z którą zerwałem przed trasą koncertową. Nie czułem do niej nic wielkiego, oprócz pożądania. Wyglądała jak zawsze elegancko i seksownie. Miała na sobie wysokie szpilki, które podkreślały jej długie nogi i czarną sukienkę przed kolano z dużym dekoltem. Do tego usta podkreślone czerwoną szminką, które były dopełnieniem całego stroju. Gdy blondynka uśmiechnęła się do mnie, przygryzłem delikatnie wargę i pomyślałem, że chyba czas odnowić starą znajomość.
- Cześć piękna. Tęskniłaś? - obdarzyłem ją najpiękniejszym uśmiechem na jaki było mnie stać. Najwyraźniej podziałało, bo dziewczyna zmieszała się i widziałem, że nie wie co ma powiedzieć. Lubię widzieć jak działam tak na dziewczyny. 
- Eeee cześć Justin. Miło Cię widzieć - wyciągnąłem do niej rękę, prosząc tym samym do tańca. W odpowiedzi uśmiechnęła się, podała mi swoją rękę i pociągnąłem ją na środek parkietu. Złapałem ją delikatnie za biodra, przysunąłem do siebie jak najbliżej, tak że poczułem jej przyspieszony oddech. Zaczęliśmy bujać się w rytm muzyki i nie przestawaliśmy patrzeć sobie w oczy. Lisa objęła mnie za szyję, jedną ręką zaczęła bawić się moimi włosami. Widziałem, że zaczyna się zapominać, że cały jej stres odchodzi. Przysunąłem jej twarz do swojej tak, że stykaliśmy się nosami. Dziewczyna zamarła w tym momencie, a ja z lekkim uśmiechem na twarzy musnąłem jej wargi. Zadrżała, a ja pocałowałem ją jeszcze raz, tym razem namiętnie. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek, więc wiedziałem, że teraz już znowu jest moja.
-To jak, idziemy do mnie? - spytałem, ona tylko przytaknęła, przygryzając swoją wargę. Wyszliśmy nie żegnając się z nikim.

*

Gdy otworzyłem oczy, Lisa jeszcze spała. Wstałem z łóżka i wziąłem prysznic. Wychodząc z łazienki zauważyłem, że dziewczyna zaczyna się zbierać do wyjścia.
- Już idziesz? - spytałem, stojąc w samym ręczniku. Zmieszała się na mój widok, choć zupełnie nie rozumiem dlaczego. Nie raz już widziała mnie zupełnie nago. 
- Tak. Chyba, że chcesz żebym jeszcze została - uśmiechnęła się, w nadziei, że poproszę ją o zostanie.
- Nie, nie, ja mam parę spraw do załatwienia. Ale jeśli chcesz to możesz przyjść do mnie wieczorem - podszedłem do niej bardzo blisko i złapałem ją za podbródek - Możemy powtórzyć dzisiejszą noc, co Ty na to? - dziewczyna spuściła wzrok. Odsunąłem się delikatnie, bo ewidentnie coś jej się nie spodobało.
-Justin, ja nie chcę, żeby znowu to się powtórzyło. Nie chcę znowu cierpieć. Ja...ja...Cię...kocham - ostatnie słowa tak cicho wyjąkała pod nosem lecz wiedziała, że to usłyszałem. Spojrzała w moje oczy, oczekując, że znajdzie w nich odpowiedź.
- Słuchaj, dobrze wiesz, jaki był układ. Nigdy nic do Ciebie nie czułem...
-Ale Justin-przerwała mi- Przecież byliśmy ze sobą tyle czasu, zanim nie wyjechałeś w trasę koncertową. Było nam dobrze ze sobą. Jak możesz mówić, że nigdy nic do mnie nie czułeś?- w jej oczach pojawił się smutek, jednak w ogólnie mnie to nie ruszyło.
-Lis, kotku, proponuję Ci znowu ten układ. Ty będziesz szczęśliwa, bo będziesz blisko mnie, a ja będę szczęśliwy, bo będę mógł dać ujście swojemu pożądaniu. Jeśli nie odpowiada Ci to droga wolna, ja Cię nie trzymam. 
-Ale Justin. Kocham Cię-po jej policzku zaczęły płynąć łzy.
-Napiszę do Ciebie smsa o której się dziś widzimy, okej? - przytaknęła. Pocałowałem ją delikatnie, a ona rozumiejąc, że nic nie wskóra więcej, po prostu wyszła.
Wzruszyłem ramionami, na znak, że mało mnie to obeszło. Spojrzałem na zegarek - 14. Postanowiłem ogarnąć się i pójść w moje ulubione miejsce - nad jezioro.

*
Przedzierałem się przez las. Dobrze znałem tą drogę, zanim stałem się sławny to tutaj spędzałem każdą wolną chwilę sam czy też z kumplami. Dziewczyny nie przyprowadziłem tu jeszcze żadnej. Nie zamierzam tego zrobić prędko, no chyba, że będzie to kobieta którą będę kochał, a na razie jeszcze takiej nie spotkałem. Poza tym, nie zamierzam się zakochiwać, to za dużo problemów. Potem trzeba cierpieć, bo przecież każda miłość kiedyś się kończy. Nie wyobrażam sobie, żeby jakaś dziewczyna miała nade mną taką władzę. Musiałbym spędzać każdą wolną chwilę tylko z nią, tłumaczyć się jej z moich imprez zapewne i co gorsza, skończyć z zaciąganiem panienek do łóżka po imprezach. 
- O nie, nigdy się tak nie stoczę - powiedziałem sam do siebie. Tu mogłem robić to bez żadnego skrępowania, a fakt faktem uwielbiałem rozmawiać sam ze sobą. Poza Chrisem, moim najlepszym przyjacielem, ja sam potrafię sobie doradzić, pocieszyć sam siebie i sam siebie za coś zganić. Wiem, może to głupie, ale jestem dziwakiem i dobrze o tym wiem. Dziwak, bez skrupułów, bez jakichkolwiek uczuć. Tak mogę określić sam siebie.
       Doszedłem na polanę, gdzie znajdowało się to jezioro. Wokół wysoka trawa i las a na samym środku te piękne, czyste jezioro. Usiadłem przy samym brzegu, wziąłem do ręki kilka kamieni i zacząłem rzucać do wody. W tej chwili przypomniała mi się Vanessa i to jak wczoraj wyglądała. Jej pełne usta, które uśmiechnęły się do mnie, jej zgrabna sylwetka. Podobało mi się to jak wypuszczała dym nikotynowy z ust, była przy tym taka seksowa... Przygryzłem delikatnie wargę. Cholera, nie mogę myśleć o niej w ten sposób. Muszę ją okręcić wokół palca i potem zostawić. Nie mogę sobie pozwolić na chwilę słabości, na jakieś zakochanie.
- Nie zakochasz się, Bieber, Ty nie masz uczuć - pomyślałem i uśmiechnąłem się sam do siebie.


__________________________________________________________________________________________

Wiem, wiem, na razie nic się  nie dzieje. Ale już niedługo się rozkręci! Będę dodawać często rozdziały, bo mam czas, chęć i masę pomysłów. Miło mi będzie, jak będzie ktoś to czytać, jednak wiem, że nie wszystko na raz. Proszę jednak, kiedy już czytacie to zostawcie jakikolwiek komentarz. Chcę wiedzieć, że mam dla kogo pisać.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rodział 1

2 miesiące później

     W końcu zasłużony odpoczynek. Znowu w domu, w Kanadzie, mogę się zrelaksować, skupić tylko na sobie, spać do południa i robić tylko to na co mam ochotę. Położyłem się na łóżku, włączyłem laptopa i zacząłem przeglądać różne strony internetowe. Byłem bardzo ciekaw, co nowego wymyślają na mój temat portale plotkarskie. Długo się nie pośmiałem, bo mój telefon zaczął dzwonić.
- Stary, słuchaj. Impreza, dziś u mnie w domu. Musisz być! Będą wszyscy starzy znajomi, żeby Cię powitać w Kanadzie. No i załatwiłem sporo dupeczek - uśmiechnąłem się cwaniacko pod nosem. Mój kumpel, Chris dobrze wie jak mnie uszczęśliwić.
- Dobra to widzimy się o 20- podekscytowany spotkaniem ze starymi znajomymi, rozłączyłem się i zacząłem przygotowania.
Samo ułożenie fryzury często zajmuje mi dobrą godzinę. Ale cóż, taka gwiazda nie może sobie pozwolić na żadne niedoskonałości. Stanąłem tyłem do lustra. Hmm... No tak, spodnie są trochę za wysoko. Opuściłem je jeszcze niżej, uśmiechnąłem się do swojego odbicia i uznałem, że mogę ruszać na podbój.
   
    -Ziomeczku, witaj!- uściskał mnie i klepnął po plecach dość mocno, tak jak miał to w zwyczaju Chris - Wszyscy już są, czekamy tylko na Ciebie. Chodź do baru, trzeba się rozgrzać.
Wszedłem za nim do domu. Rozejrzałem się po ogromnym salonie i ujrzałem całą masę ludzi, jednak większości nie znałem. Zmarszczyłem nos i pomyślałem, że chyba impreza nie będzie wyglądać tak, jak się spodziewałem. Mimo wszystko, podeszliśmy do baru, wypiłem duszkiem pierwszego drinka i od razu zamówiłem sobie drugiego. Wziąłem go do ręki i chciałem wyjść na taras, żeby zapalić. Nie zdążyłem jednak otworzyć szklanych drzwi, bo po drugiej stronie zobaczyłem ją. Stała tyłem, jednak dobrze wiedziałem kim jest ta zgrabna, ciemnowłosa dziewczyna. Zadrżałem, bo nie wiedziałem czy byłem już gotowy na konfrontację. Odrzuciłem szybko jakiekolwiek myśli, otworzyłem drzwi i próbowałem wejść w luzackim stylu. Nie wiem po co to robiłem, ona i tak przecież tego nie widziała. Gdy zacząłem odpalać papierosa, odwróciła się i spojrzała na mnie swoimi zielonymi, najpiękniejszymi na świecie oczyma. Potrząsnąłem szybko głową, w celu pozbycia się jakichkolwiek myśli związanych z nią.
- Cześć Bieber - powiedziała, jednak zrobiła to bez jakiegokolwiek entuzjazmu. Oczy też nie ukazywały żadnych szczególnych uczuć, jednak nie mogłem przestać w nie patrzeć. Chyba dość długo się nie odzywałem, bo dziewczyna znowu zaczęła patrzeć przed siebie i powróciła do palenia papierosa.
- Eeee cześć Vanesso - nadal stałem za nią, więc mogłem podziwiać jej wdzięki. W tej czerwonej, obcisłej sukience wyglądała nieziemsko. Podszedłem do niej, ona znowu spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać.
- Nie musisz być taki oficjalny - mówiła to, nadal się śmiejąc. Byłem cały sparaliżowany, jednak chyba zdobyłem się na coś co, mam nadzieję, przypominało choć trochę uśmiech. Nawet nie wiedziałem co jej odpowiedzieć, a ona dopaliła papierosa i po prostu wróciła do środka. Odetchnąłem. Czułem, że ma nade mną przewagę. Ta dziewczyna, jako jedyna na całej kuli ziemskiej była dla mnie zagadką, była tak nieodgadniona i przy tym taka pociągająca, że zapierało mi przy niej dech w piersiach. Wiem jednak, że nigdy nie będzie moja. Nie będzie niczyja zresztą. To typ dziewczyny, która w jednej chwili potrafi okręcić sobie każdego chłopaka wokół palca. Tylko zastanawiało mnie, dlaczego jeszcze nigdy ja nie byłem jej celem. Bardzo tego chciałem. Dobrze wiem, że gdyby tylko zaczęła na mnie swoją grę, nie pozwoliłbym jej tak szybko tego skończyć. Na pewno potrafiłbym sprawić, że pierwszy raz w życiu by się zakochała. A kto wie, może to ja bym jej złamał serce pierwszy raz. Tak, dziś jest ta noc kiedy to ja zawrócę jej w głowie, rozkocham ją w sobie, a potem bez żadnych skrupułów porzucę. Przecież dla mnie to żaden problem. W sumie nigdy nie byłem zakochany tak naprawdę. No, nie licząc ten jeden raz, kiedy podkochiwałem się w Vanessie parę ładnych lat, aż do momentu zrobienia kariery. Jednak już zapomniałem. Jestem tego pewny. Z taką determinacją, dopiłem mojego drinka i zgasiłem papierosa. Pewny siebie, wszedłem do środka i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu mojego celu.
-Stary, nie było Cię godzinę! Co Ty robiłeś na tym tarasie?!- cały widok zasłonił mi Chris.
-Widziałeś Vanesse?- zapytałem, omijając go trochę i rozglądając się nadal po sali. Przyjaciel nie musiał już odpowiadać, bo zauważyłem ją. Jednak dziewczyna zdążyła już złowić kolejną ofiarę i wychodziła z domu z jakimś nieznanym mi typem.
"Jeszcze będziesz moja"- pomyślałem i uśmiechnąłem się szyderczo sam do siebie.

_______________________________________________________________________
Koncepcja była zupełnie inna, jednak wyszło to co wyszło:) Zobaczymy, jak to dalej się potoczy.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Prolog


Wyglądam przez balkon z mojego apartamentu. Odpalam papierosa i biorę pierwszego bucha w płuca. Patrzę, jak dym nikotynowy unosi się w powietrze. Drugą ręką sięgam po mojego drinka i dopijam go duszkiem do końca. Odwracam się na chwilę i widzę śpiącą dziewczynę w moim wielkim łóżku. Uśmiecham się na samo wspomnienie ostatniego wieczoru i na myśl, że gdy ta biedna dziewczyna obudzi się rano, nie zastanie nikogo w tym wielkim pokoju. Wracam do papierosa i patrzę przed siebie. Więc dziś Londyn, a już jutro Paryż. Każdy dzień wydaje się być taki sam. Pobudka, lot samolotem do innego kraju, wywiady, flesze,mój sztuczny uśmiech , wieczorem koncert na którym jedyne co słyszę to pisk, który zdaje się nigdy nie mieć końca, potem impreza z napalonymi fankami, które płacą krocie byleby tylko znaleźć się jak najbliżej mnie. Zawsze na koniec wybieram jedną szczęściarę. Ma zaszczyt spędzić noc ze wspaniałym mną - Justinem Bieberem. Jakby nie było, nie mogę narzekać, niczego mi nie brakuje. Przynajmniej nie czuję, żebym potrzebował czegoś więcej na ten moment...

____________________________________________________

Miejmy nadzieję, że kiedyś ktoś zacznie to czytać. Póki co, będę pisać.

Cześć i czołem!

Witajcie :) tak więc, zaczynam pisanie. Mam nadzieję, że cokolwiek z tego wyjdzie i będzie to coś, co będzie chciało czytać chociaż kilka osób. Mam pewien zarys, koncepcję, uda się albo nie. Jedno jest pewne - poprowadzę do końca. Mam dość czytania opowiadań, które nie są dokończone. Wiem jakie to irytujące. Także, startujemy!