Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek. Cholera to już 20.
Rozejrzałem się wokoło i zdałem sobie sprawę, że musiałem zasnąć na tej
polanie. Zerwałem się i zacząłem wracać do domu. Niestety, jak na złość, w
połowie drogi dorwała mnie ulewa. Naciągnąłem kaptur od bluzy mocniej na głowę
i nie patrzyłem przed siebie - deszcz tak zacinał, że po prostu się nie dało.
Przyspieszyłem kroku, bo byłem już nie daleko i w tym momencie zderzyłem się z
kimś. Zderzenie było na tyle mocne, że upadłem. Podniosłem kaptur, zmrużyłem
oczy i zauważyłem, że druga osoba też leży na ziemi.
- Co jest?! - rozpoznałem ten głos. Podniosłem się i podałem
rękę Vanessie, chcąc jej pomóc. Spojrzała na mnie, chwilę się zastanowiła, ale
w końcu chyba mnie rozpoznała, bo podała mi swoją dłoń. - Dzięki - wstała, spojrzała na
mnie i uśmiechnęła się delikatnie. Zauważyłem w jej oczach smutek. Mimo, że
padał deszcz dało się też zauważyć łzy spływające po jej policzkach.
-Coś się stało? - podszedłem nieco bliżej, jednak
dziewczynie się to najwyraźniej nie spodobało, bo szybko się odsunęła.
-To nic takiego- Próbowała się znowu uśmiechnąć, ale wyszedł
jej z tego jakiś grymas. Objęła swoje ramiona i zaczęła je delikatnie pocierać.
Nie wiedziałem czy to z nerwów czy też z zimna więc szybko zdjąłem swoją bluzę
i okryłem nią dziewczynę.
-Dziękuję. Naprawdę nie musiałeś- gdy to mówiła, nawet na
mnie nie spojrzała. Patrzyła uparcie w ziemię - Wybacz, ale muszę iść już do
domu, jestem cała przemoknięta- spojrzała, znowu próbowała się uśmiechnąć, ale
po raz kolejny jej to nie wyszło. Nie zdążyłem nic jej odpowiedzieć, bo
dziewczyna mnie ominęła i poszła do domu. Dobrze wiedziałem, gdzie mieszka.
Stałem jeszcze chwilę, aż zniknęła mi z pola widzenia. Potem szybko sam
pobiegłem do domu, bo byłem przemoknięty już do suchej nitki.
Gdy dotarłem do domu, cały się trzęsłem z zimna. Chciałem
wejść po schodach jak najciszej, tak żeby mama nie musiała robić przesłuchania.
Niestety, jak zawsze wiedziała kiedy wyjść ze swojego pokoju i mnie zauważyć w
najmniej odpowiednim momencie.
-Justin! Gdzie Ty byłeś tyle czasu? - spojrzała na mnie,
mrużąc przy tym oczy na znak, że nie podoba jej się to w jakim stanie mnie
widzi.
-Oj mamo... Tam gdzie zawsze. Tylko deszcz mnie zastał po
drodze- uśmiechnąłem się do niej i już przed drzwiami do swojego pokoju
zacząłem ściągać białą bokserkę, którą miałem na sobie.
-Dobra, przebierz się szybko i do łóżka, ja Ci zaparzę
herbatę, bo rozchorujesz się, dziecko- zeszła na dół, a ja wszedłem do swojego
pokoju. Wziąłem szybki prysznic, po czym położyłem się do łóżka. Spojrzałem na
telefon - wiadomość od nieznanego numeru.
-"Zapomniałam o Twojej bluzie. Jak mam Ci ją
oddać?" - nie miałem zapisanego tego numeru, ale to było oczywiste, kim jest nadawca wiadomości. Poczułem jak po moim ciele przeszła fala ciepła. Hmm... bardzo
dziwne.
-"Jutro na plaży o 17?" - pomyślałem, że to będzie dobry pretekst, żeby zacząć swój plan
z Vanessą.
-"W takim razie do zobaczenia" - ucieszyłem się mimowolnie, nie mogłem tego powstrzymać. Tylko nie wiem czy dlatego, że w końcu zacznę realizować czy po prostu dlatego, że ją zobaczę...
*
Siedziałem na piasku. Słońce już powoli zachodziło, a jego czerwony kolor sprawiał, że było tu nadzwyczaj romantycznie. Uwielbiałem te zachody słońca, uwielbiałem być w Kanadzie, wracać tu i spędzać czas sam, rozmyślając. Piasek był jeszcze ciepły, przesypywałem go sobie w dłonie w oczekiwaniu na Vanessę. Spojrzałem na zegarek - 17.30. Może nie przyjdzie, nie wiem. Chciałbym powiedzieć, że jest mi to obojętne, ale nie wiem czy nie oszukałbym sam siebie. Z nudów zacząłem sobie coś nucić pod nosem. Nagle zauważyłem cień obok mnie. Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę w jeansowych szortach i w białej bokserce. Wiatr rozwiewał jej długie, ciemne włosy, które musiała co chwilą odgarniać dłonią do tyłu, bo wpadały jej na twarz. Wyraz twarzy miała zupełnie obojętny, z jej oczu nie dało się nic wyczytać.
-Cześć, Bieber - podeszła i dała mi bluzę - Dzięki, chociaż to było zupełnie nie potrzebne. Miałam już blisko do domu.
-Nie ma za co - powiedziałem najbardziej obojętnym tonem na jaki było mnie stać. Vanessa spojrzała na zachodzące słońce, westchnęła i usiadła obok mnie. Oboje patrzyliśmy przed siebie, nie rozmawialiśmy w ogóle. Dla mnie w tym momencie słowa były zbędne. Chciałem się nacieszyć tym widokiem.
-Lubię tu przychodzić - powiedziała cicho i tym samym wyrwała mnie z zamyśleń.
-Ja też. Chociaż to nie jedyne takie miejsce u nas w okolicy.
-Co masz na myśli? - spojrzała na mnie pytająco. Nie odpowiedziałem nic tylko uśmiechnąłem się sam do siebie.
-Mogę zadać Ci pytanie? - powiedziałem, zerkając na nią.
-Dawaj, Bieber - jej kąciki ust powędrowały do góry. Na chwilę zatrzymałem wzrok na jej ustach i mimowolnie przygryzłem swoją dolną wargę. Dziewczyna to zauważyła i zaśmiała się, a ja ze wstydu spuściłem wzrok w piasek. Cholera. - No pytaj, nie krępuj się - powiedziała, cały czas się uśmiechając.
-Czemu wtedy płakałaś? - jej uśmiech zniknął natychmiastowo.
- Wybacz, ale to raczej nie Twoja sprawa - powiedziała to takim chłodnym tonem, że aż poczułem się dziwnie.
-Chciałem wiedzieć. Wyglądałaś wtedy strasznie...
-Dzięki, wiesz? - zaczęła się śmiać, a ja zdałem sobie sprawę, jak to zabrzmiało.
-Nie... nie...eeee to nie tak - zmieszałem się trochę, ale po chwili zacząłem się śmiać sam z siebie.
-No Bieber, od razu na wejściu takie komplementy - uderzyła mnie swoim ramieniem o moje - Daj spokój, bo się zakocham - uśmiechnęła się zadziornie, a w jej zielonych oczach ujrzałem małe iskierki. "Cholera, ona jest idealna" pomyślałem.
-Nie to miałem na myśli.
-Przecież wiem. Słuchaj, ja już uciekam, mam parę spraw do załatwienia. Do kiedyś, Bieber - wstała i zaczęła iść w stronę ulicy. Podniosłem się, podbiegłem do niej i złapałem ją za rękę, żeby się zatrzymała. Odwróciła się gwałtownie, zdziwiona moim zachowaniem. Zmieszany, szybko puściłem jej dłoń, a ona lekko się uśmiechnęła.
-Nie należy mi się coś w podzięce za użyczenie bluzy? - poruszyłem brwiami, ciesząc się przy tym jak dziecko.
-Czego chcesz? - założyła ręce na piersi i uniosła brwi z ciekawości.
-Sobota, impreza tu na plaży, przyjdź ze mną - Vanessa nic nie odpowiedziała tylko się uśmiechnęła, co uznałem za odpowiedź twierdzącą. Obróciła się na pięcie i ponownie zaczęła iść w stronę ulicy - Będę po Ciebie o 20! - krzyknąłem za nią, a ona nie odwracając się, machnęła mi ręką na pożegnanie.
Byłem tak ucieszony z tego spotkania i z tego, że spotkamy się w sobotę, że miałem ochotę skakać. Czy to nie dziwne?
___________________________________________________________________
No dobra, poszedł kolejny rozdział. Miałam kilka pomysłów, ostatecznie wyszło to co wyszło. I fajnie, że ktoś tu zagląda :) mam ochotę dalej pisać i na pewno będę to robić.
jak słodko! coś jest na rzeczy, czuję w powietrzu powstanie Janessy, hahaha.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i imprezkę na plaży. :)
zapraszam na mojego bloga, jest już drugi rodzdział. :)
www.now-is-good-jb.blogspot.com
Na razie akcja pomału się toczy. Zobaczymy co bd dalej. ;)
OdpowiedzUsuńJeżeli chcesz, aby było więcej komentarzy to odblokuj możliwość dodawania komentarzy przez anonimy, bo nie każdy ma konto, aby komentować. ;)
Pozdrawiam i życzę weny. ;)